poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Moje „szczęście”…

Przede mną ostatni tydzień urlopu. Właściwie to się cieszę z obydwu powodów. I z tego, że jeszcze tydzień, i z tego, że później już do pracy …
Aż ja to mam pecha. Ta gwiazda, pod którą ja się urodziłam, to powinna dawno zostać zwolniona z pełnienia funkcji wróżebnych…
Jest jeszcze jedna opcja. Jeśli weźmiemy pod  uwagę reinkarnację, to w poprzednim życiu musiałam być wyrazistą osobowością (specjalnie napisałam „wyrazistą osobowością”, żeby spotęgować wrażenie), która zasłużyła się raczej negatywnie diabeł . Jeśli nie całej ludzkości, to na pewno wielu jednostkom. Muszę odrzucić kandydaturę Hitlera (czy Stalina) jako mojego poprzedniego wcielenia, ponieważ, jak wiadomo (ze wszystkich książek na poruszany temat) wiele osób się już przyznaje do wymienionych osób (hmm). Jednak jakiś zastępca któregoś…
Bo inaczej ten pech to nie jest sprawiedliwy…
Poza tym posiadam dar wróżenia „na opak”. Zjawisko to objawia się tym, że jeśli jestem o czymś przekonana i powiem, że coś jest pewne, to najdalej za dzień okazuje się, że nie prawda… bo jest całkiem inaczej niż mówiłam!!! Boję się powiedzieć, że Ziemia się kręci dookoła Słońca, bo zaraz się okaże, że to nie jest tak do końca… (W zeszłym roku powiedziałam, ze Pluton to planeta!! Później się okazało, że owszem planeta, ale karłowata!!! )
Idę spać, bo bredzę jak potłuczona!!

piątek, 24 sierpnia 2007

Anegdotki… znowu…



Zmęczona

W “Maryśce”
Tereska, znużona nieco, pochyliła głowę, opierając ja na szklance z piwem.
Ja na to:
- Tereska, ty śpisz, czy płaczesz? Bonie wiem, czy cię budzić, czy pocieszać.

Niemoralna propozycja

Taki jeden złożył Teresce niemoralną propozycję. Rzecz się miała odbyć w Galerii Centrum w Lublinie, a konkretnie w przymierzalni. Tereska zamieniła rzecz w żart pokazując rzeczonemu piękne (i kosmicznie drogie) futro na wystawie mówiąc:
  • Jak mi kupisz ten kożuszek z wystawy to się zgadzam…
W związku z wygórowanymi żądaniami Tereski propozycja nie weszła w fazę wykonania.Opowiedziała nam cała ta historię, a ja na to:
- Też coś. Kożuszków się zachciewa! A kapcie za 10 zł to nie łaska???

Drogie taksówki

Taki jeden był zainteresowany moją koleżanką. Koniecznie chciał, żeby go odwiedziła, zobaczyła jego dom, obejrzała okolice domu….
Wysłał więc rzeczonej smsa z zapytaniem czy taksówką można dojechać do miejscowości, w której on mieszka (zawoalowane zaproszenie). On by za kurs zapłacił…
Koleżanka, nieprzytomna, odpisała:“Ale daj sobie spokój, taksówki drogie. Przyjedziesz autobusem”.

czwartek, 23 sierpnia 2007

Esensja życia…

Najgorzej jest wtedy, kiedy nic nie można zrobić. Kiedy sytuację zmienić może tylko czas. Żadne działania nie przyniosą oczekiwanych rezultatów. Zresztą… jakie działania!!!??? W tej sytuacji nic nie można zrobić.

W ciemnym lesie, gdzieś daleko, hen za siódmą górą, rzeką,
pośród drzew gęstwiny mrocznej, wśród paproci liści cienia 
zakwitł  w całej swej  urodzie  kwiat…
Ciężko było znaleźć drogę, kwiat odnaleźć wśród paproci,
ale wiodła tam nadzieja snów spełnienia…
i marzenia…
Kwiat ten mamił swą urodą i zapachem raju bliskim
ale kiedy się odnalazł
okazał się chwastem zwykłym

Wnioski: 
1. Nie wszystko co kusi, warte jest zdobycia. A zdobyte, często okazuje się… niczym. 
2. Jak Bóg chce człowieka skarać, to spełnia jego marzenia!

…anioły milczą…

 Verba: Chłodny deszcz

To czego tylko chcę, ja z Tobą w chłodnym deszczu
Ty znów okłamiesz mnie, kiedy spotkam Cię w tym miejscu
To czego tylko chcę, ja z Tobą w chłodnym deszczu
Nie potrafisz znów zatrzymać mnie
chociaż wiem, że bardzo chcesz

Deszczowy dzień szaro znów leje deszcz za oknem
Ona setny raz z telefonem w dłoniach
Znów napisał cześć mała zamiast witaj gwiazdko
Tylko kumpel (szanuj to) nie oczekuj nic nad to
Zły dzień, zły sen jutro także złe (także złe)
Życie jest okrutne bo daje mniej niż chcesz
Jeśli mówi siema to nic do mnie nie ma
Gdyby zależało mu napisałby poemat
Teraz tłumaczy sobie jest wielu takich jak on
A jutro powie najlepiej być koleżanką
Ten sam dzień wiadomość wreszcie odpisała
Standard kilka słów a na końcu nara
Chciałby czegoś więcej, ale pewnie ona nie chce
Po co walczyć jeśli z tego nic nie będzie
I tak brną w to razem ale w przeciwne strony
Ona zagubiona i on zagubiony
Tego samego chcą i tak samo się boją
Wielka miłość traktowana jak znajomość
 

To czego tylko chcę, ja z Tobą w chłodnym deszczu
Ty znów okłamiesz mnie, kiedy spotkam Cię w tym miejscu
To czego tylko chcę, ja z Tobą w chłodnym deszczu
Nie potrafisz znów zatrzymać mnie
chociaż wiem że bardzo chcesz

Znów spadł chłodny deszcz (on) pochylił głowę(swoją dłoń)
Jak Wtedy kiedy ją mijał obawiając się co powie
Wiedział że serce nie wytrzyma gdy spojrzy
Ona w jego zmarznięte oczy pełne smutku oczy
W jego pragnienie zbite martwą ciszą
Cały czas chłodny deszcz anioły milczą
On się boi (nic nie wie) że ona myśli o nim
Te dziesiątki stron za miłością w pogoni
Pamięta te słowa okryte goryczą
Tajemnicą ona płacze gdy krzyczą
Proszę spójrz na mnie zatrzymaj się proszę pogadajmy
Nie bój się mnie i podnieś swoją głowę proszę
Chodź na chwile przeszedł znów zostawił ją w tyle
Sam coś w nim pękło serce skamieniało cały czas
chłodny deszcz uczucie rozmywa
On i ona w miłości bez jutra (bez jutra)

To czego tylko chcę, ja z Tobą w chłodnym deszczu
Ty znów okłamiesz mnie, kiedy spotkam Cię w tym miejscu
To czego tylko chcę, ja z Tobą w chłodnym deszczu
Nie potrafisz znów zatrzymać mnie
chociaż wiem że bardzo chcesz


środa, 22 sierpnia 2007

Wtorek

Nie wiem co się stało, ale skasowało mi notatkę. W sumie to może i dobrze…

A teraz idę spać, bo nie ma co tak tu na darmo siedzieć… Zmęczona jestem, właśnie wróciłam z Maryśki, która (według plotek) zakończy swą działalność z końcem wakacji… Szkoda trochę, bo niejedno wspomnienie mam stamtąd i niejedną osobę tam poznałam. Ale życie toczy się dalej (wiem, że to banał) i trzeba pogodzić się ze zmianami.
A niektóre zmiany są nieuniknione… (i to też banał) niestety…
Zbiór banałów….
Nie chcę siebie dołować ani kogokolwiek, ale jak tak czasami analizuję niektóre wydarzenia, to dochodzę do wniosku, że sami siebie unieszczęśliwiamy… i nawet nie wiadomo po co…
Kończę, bo widzę, że jestem nieznośna i „zero zabawna”,czyli…
Do mojego lepszego humoru…
…maaazioooo…..

niedziela, 19 sierpnia 2007

Aktualności

Nie pisałam przez kilka dni. Myślę, że bez żadnej straty dla czytających. A to dlatego, że tego bloga czyta tylko moja siostra, a z nią miałam ostatnio ożywiony kontakt telefoniczny, więc nie straciła nic z aktualności… wręcz przeciwnie… miała lekki nadmiar… Pozdro Sylwia!!!
Newsy:
Jola zmuszona była dwa dni po kolei przyjeżdżać do Włodawy i załatwiać różne sprawy (jaki mi rym częstochowski wyszedł!!!). Towarzyszyłam jej przy tej, niewątpliwej, rozrywce w związku z czym upadły wszelkie pogłoski o naszej rzekomej śmierci. Deptakiem przeszłyśmy się z szesnaście razy za każdym razem wpadając na kilku tajnych agentów (w liczbie cztery sztuki) z agencji tanich perfum o nazwie pewnej wyspy… Poza „dziękujemy, nie będziemy odpowiadać na żadne pytania, nie mamy czasu” nie wchodziłyśmy z nimi w dłuższe dyskusje. Za którymś kolejnym razem mogło się to wydać mało wiarygodne… zwłaszcza, że zadzwoniła Ewelka i czterdzieści minut siedziałyśmy na ławce na deptaku i trajkotałyśmy na zmianę przez telefon. 

Wrócili pątnicy z Częstochowy. Podobno nawróceni, ale to się jeszcze okaże. Zdjęcia z pielgrzymki widziałam – są świetne . Widać, że się dobrze bawili…
Wracając wczoraj z siłki spotkałam moje dziewczyny w Maryśce. Namawiały mnie do złego, ale mając na uwadze ich dobro, nie dałam się skusić.
Dzisiaj wieczorem może pójdziemy na balety. Zaproponowałam Maryśkę, ale może się skończyć na niczym. Albo (sic!) Wenus!!!


 

czwartek, 16 sierpnia 2007

…co ma duszę…


Dzisiaj jestem w nastroju do wspominania. Całe szczęście znajduję się w domu, więc nikogo katować nie będę…
Włączyłam sobie muzyczkę – smuciaki takie. Nostalgiczne, nastrojowe…
I zaraz idę spać.


Nadal jestem wściekła na Łukasza. Jak go spotkam, to mu coś zrobię… i to na pewno nie będzie przyjemne… Ta. Z rodziną to na zdjęciach…

środa, 15 sierpnia 2007

…Księżyc ziewa i za chwilę zaśnie…


Znajduję sobie takie dziwne pory na pisanie. Siedzę cały dzień przed komputerem, ale jakoś nie znajduję natchnienia. Dopiero wieczorem odzywa się we mnie wena i ona mówi: Pisz, bez względu na to, czy to, co piszesz posiada jakiś sens lub logikę…

Dzisiaj byłam u Dorotki. Z odwiedzinami u jej synka – Mateuszka. Opowiedziała mi ze szczegółami poród oraz rekonwalescencję po. Nie wiem dlaczego wszystkie znajome położnice (tak to się nazywa?) biorą sobie za punkt honoru uraczyć mnie tego typu informacjami. Ja wcale nie jestem ciekawa… Spokojnie obeszłabym się bez tej wiedzy… Słowo harcerza!!!

Aleeee nieee, aleee nieeee……

Opowiedzą mi i na dokładkę, nie dadzą się zagadać tylko niezmordowanie kontynuują opowieść, nie zwracając uwagi na milion tematów, którymi próbuje je zarzucać w nadziei na zmianę przedmiotu dyskusji. Dzisiaj mnie Dorotka uszczęśliwiła…


Byłam jeszcze na chwilę w pracy, zobaczyć co się dzieje. Nadal trwa wzmożona aktywność nowej stażystki polegająca na zamianie koloru mebli z naturalnej na wszystkie kolory tęczy…
To tyle na tą chwilę…


 

wtorek, 14 sierpnia 2007

Tuż przed jutrem…

Nie pisałam nic do tej pory, bo nie miałam powodu, żeby się znęcać diabeł 
Doszłam do wniosku, że Łukaszowi podziękuję ( czacha )za ten numer z Białką.
Kwiatkowa przyszła dzisiaj z dziewczynami pod pozorem wizyty towarzyskiej, a w rzeczywistości  sprawdzić cosik w necie. A niech sprawdza. Co mi to przeszkadza…
O 18 byłam na siłce. I nic się poza tym nie działo…
O, już dzisiaj jest…

Tekst kopiowałam ze stronki w necie, więc za ewentualne błędy nie odpowiadam…

„… rządzi bass, ćwiara idzie na raz.
Pod stopą perski dywan, dwieście kucy się wyrywa.
Dziś  w nocy mamy misję, pierd*** prohibicję,
Wozić  na pełnym geście
Wóz… najszybszy w mieście…”

Najszybszy w mieście
- Doniu&Liber;

 
  serce  serce  serce 

poniedziałek, 13 sierpnia 2007

Wróciłam… jednak!!!

Właśnie wróciłyśmy z Cycowa od Joli i Czarka. Bawiłyśmy się świetnie. Co prawda Ewa poszła spać jeszcze przed północą (mądra kobieta), a Jola około 3 nad ranem, a na placu boju pozostaliśmy oboje z Czarkiem (skończyliśmy imprezę o 4:30 i to tylko dlatego, że już nam się napój skończył), to jednak balety można zaliczyć do wyjątkowo udanych.
Mieszkają z nimi dwa zwierzaki – kot (Tofik) i pies (Smoła). Przylepy takie, że słowo daje… W nocy wyszedł kot z domu i upolował mysz. Następnie pies przytargał ją do pokoju, w którym imprezowaliśmy i rzucił mi do stóp. Jakoś mnie specjalnie nie ucieszyło to wyróżnienie, bo nie oczekuję aż takich podarków… Myszy Czarek się pozbył, a zwierzaki za karę wyrzucił na balkon. Smoła przesiedziała tam swoją karę sumiennie, natomiast Tofik wlazł przez okno do pokoju, w którym spała Ewa, czym wzbudził jej szczególny podziw, bo myślała, że wlazł po ścianie na pierwsze piętro. Zapomniała, że pod oknem jest balkon…
Ubaw był, kiedy już miałyśmy wracać. Zaczęła się kosmiczna burza. My tu zaraz bus, a wyjść się nie da. Grzmiało, błyskało, pioruny waliły jak wściekłe. Ja prawie stan przedzawałowy… Coś strasznego…
W końcu lekko zelżało, to się pięknie pożegnałyśmy i wyruszyłyśmy na przystanek. Ledwie odeszłyśmy kawałek od domu, a tu powtórka z rozrywki… Deszcz jak wściekły, niebo wali się na głowę… przeszłyśmy jakieś 100 metrów i wróciłyśmy… Nawet dzwonić nie musiałyśmy, bo Czarek stał w drzwiach i się z nas śmiał.  Próbował się do mnie dodzwonić, ale ja przecież profilaktycznie wyłączyłam telefon…
Stwierdziłyśmy, że jednak przeczekamy tą  niesprzyjającą pogodę. W ostateczności zamiast busem  po szesnastej wróciłyśmy autobusem przed dwudziestą. Jola i Czarek odprowadzili nas na przystanek.
I w końcu jestem w domu. I chociaż było świetnie i bawiłam się doskonale, to jednak w domu jest  najlepiej. A łóżko to wyraźnie patrzy na mnie z miłością. I wzajemnie…
Dzięki za komentarze 

niedziela, 12 sierpnia 2007

Żeby sobie humor poprawić…

… w domu… czy ja się aby nie powtarzam???

Jest burza. Teraz ucichła, to mogę pisać. Jeśli my nie pojedziemy do tego Cycowa, to ja się załamię… Zwłaszcza, że Jola lasagne obiecała zrobić. Dokupię jeszcze jedno pudło makaronu i będziemy miały pycha żarcie.
Sylwia dzięki za komentarz. Myślę, że to zrobię!!!
Ciągle jeszcze grzmi, ale przez chwilę było ładnie.
Kończę, bo zaczyna mocniej padać (i grzmieć), a ja się boję o kompa. Nie mam uziemienia…
Pozdro

sobota, 11 sierpnia 2007

Nadal w domu…

Nadal jestem w domu. Do Łukasza napisałam, że dziękuję za pomoc… Teraz wybieramy się z Ewą do Cycowa… Ciekawe, czy dojedziemy… Autobus mamy o 17. Znając nasze szczęście, to akurat będzie przechodziła nad Włodawą burza stulecia… i nigdzie nie pojedziemy. Dobra. Zmieniam zawartość plecaka z „na Białkę” na „do Joli i Czarka”.
Do Różanki nie pojechałyśmy, bo burza była… Do Białki nie pojechałyśmy, bo nas Łukasz wystawił… A teraz zostaje nam tylko spóźnić się na autobus…
Sama bym zaczęła o sobie dowcipy opowiadać.
Inni to już chyba opowiadają…

Ciągle jeszcze w domu…

Siedzę i czekam… czekam i siedzę… na transport czekam…
Jak tak dalej pójdzie to do tej Białki dostaniemy się nocą… albo się w ogóle nie dostaniemy…

Już jutro…

Nie każdemu ta sztuka się uda, żeby już było jutro… Miał nas Łukasz rano do Białki odstawić, ale wychodzi na to, że zrobił nas w ch… balona. Dzwonił i obiecał podróż nieco później niż żeśmy się spodziewały. Oki, nie zależy nam na tym, żeby być tam o świcie… zależy, żeby się tam dostać. Ja rozumiem, że jak człowiek ma samochód to mu się rodzina zaczyna narzucać z tysiącem propozycji podróży. Tylko, że ja nie bywam nigdzie i nikogo o łaskę nie proszę. Więc jak raz na rok poproszę kogoś o przysługę to jest tak wiele??? Zwłaszcza, że za paliwo oddaję??? Nie będę rozwijała tematu. Jutro wybieramy się do tej Białki i, mam nadzieję, dotrzemy. Dobranoc i buźka ..

Plany na jutro…

Wybieramy się z Ewą do Białki. Tym razem nie rowerami (co powoduje wzrost szans, że tam dotrzemy), ale samochodem. Do tej pory była wersja, że jedziemy autobusem o upiornej porze (6:30!!!), co obudziło we mnie inicjatywę. Zadzwoniłam do Łukaszka, brata naszego, co by nas swoim samochodem odwiózł o bardziej ludzkiej porze (8:00). Wstępnie się zgodził. Nie zmieni zdania, mam nadzieję. Zakupy mamy porobione na jutro, a teraz szykuję ubrania, co polega na wielkim praniu. Nie zważam na to, że wyraźnie zapowiada się na deszcz… a co tam… może nie będzie jednak padać… To mi to ubranie jednak wyschnie… Hahahah
Wracać zamierzamy w niedzielę wieczorem, ale to jeszcze nie powiedziane. Prawdę mówiąc powrót nasz zależy od autobusu… o której będzie… chyba, że Łukasz będzie tak miły i przyjedzie po nas… będziemy gadać z nim…
Ciężko mi sobie wyobrazić, jak my, po intensywnym „wypoczynku”, idziemy pięć kilometrów do autobusu. Zapomniałam dodać, że czeka nas taki spacer…

piątek, 10 sierpnia 2007

Zaraz będzie jutro…

Nie poszłam na żadne balety. Cały wieczór siedziałam na gg i rozmawiałam.
Nie wiem, czy sie wyrobię z tą notatką przed jutrem. Jest opcja, że nie.
Właściwie to trochę spać mi się chcę. Ale boję się, że jak zdejmę słuchawki, to mi uszy odpadną, bo cały dzień słucham muzy na full i jest opcja, że ogłuchłam, a uszy trzymają się na słuchawkach…
Ale zaryzykuję…
…Kto nie naraża nigdy się na szwank, ten głównej stawki nie wygrywa…

Dobranoc wszystkim
Pozdrowionka i buziaki :* :* :*

Różanka…

I nie udało sie nam wyjechać do tej pory. Zaczęła się burza (no dobra – błysnęło parę razy i zagrzmiało – nie było tak źle) i uznałam, ze ja w burzę to nigdzie nie pojadę. Mało tego. Z domu też nie wyjdę… Jedynym bezpiecznym miejscem jest w tej sytuacji moja wersalka… wewnątrz…
Kiedy zaczęło błyskać, grzmieć i padać napisałam do Ewy, że nici z mojego wyjazdu. Trudno się mówi – fobia jest fobia i nic na to nie poradzę. I tak dobrze, że nie panikuję, tylko staram się zachować spokój. Kilka lat temu tak wbiłam pazury w rękę mojego ówczesnego chłopaka, że był chyba najbardziej poszkodowaną istotą podczas tamtej burzy…
Burza już się skończyła, ale chyba jest już za późno na wyjazd. Znaczy nie tyle na wyjazd, ile na powrót… okazało się, że rowery nie mają świateł, więc w nocy nie można jechać…
Jak nie Różanka, to może „Maryśka”? Zastanowię się i może później zaproponuje Ewie… Teraz i tak jest za wcześnie na kultywowanie nałogów…


 
Z Jolą w „Kuźni” nad Białym… Chłopak zaprzyjaźniony… do fotki…

czwartek, 9 sierpnia 2007

Karnecik pełen…

Jedziemy dzisiaj z Ewą do Różanki. Na rowerach. Będzie to mój pierwszy wypad na rowerze od lat dziesięciu, więc nie jestem pewna, czy wrócę żywa… I czy w ogóle wrócę rowerem… raczej autobusem, a rower wezmę jako bagaż…
Powinnam chyba spisać testament… Mój testament będzie brzmiał następująco: co komu obiecałam, niech bierze…
Spotkałam dzisiaj Dorotkę. Piątego lipca została szczęśliwą mamusią. Umówiłyśmy się na poniedziałek na kawę.  Wcześniej nie da rady, bo jestem zajęta. Grafik zapełniony.
Muszę coś kupić dla jej synka. Nie mam pojęcia co się kupuje. Spytam panią w sklepie… Coś mi doradzi…
Rany, jak gorąco…
Dorotka pytała się, gdzie się teraz pląsać chodzi. Powiedziałam jej, że Wenus tylko zostało (sic!), bo nawet w Maryśce już nie tańczą (chyba, że jest druga w nocy i już wszyscy dokładnie wstawieni). Będziemy się musiały wybrać do Wenus. Nie przepadam za tym lokalem, ale cóż…

Zanim pójdę spać…

Poza tym, że byłam u dziewczyn na kawie (jak się deklarowałam) i jeszcze u Kwiatkowej to nic się ciekawego nie działo. Nawet to było średnio ciekawe. Dzisiaj nie będę się poniewierać nigdzie. Zresztą Ewa jest zajęta… Samej mi się nie chcę… Mogłabym pójść do Placebo, ale… za dużo zachodu. Ale… Od rzeczy gadam…Kończę…

środa, 8 sierpnia 2007

Kolejny świt za oknem…

Nie wiem po co ja wstaję tak wcześnie skoro jestem na urlopie i spokojnie mogę spać do południa.  Ten świt (po 9) to umowny jest. Bo takie prawdziwe świty to raczej zdolna jestem niejako od tyłu oglądać. Zawsze mówiłam, że o piątej rano to ja mogę do domu wrócić (grzeczne dzieci wracają o trzeciej, za dobre wychowanie wracają na śniadanie), ale żeby o tej porze wstać… To bym musiała mieć bardzo silną motywacją… albo nie mieć możliwości wykręcenia się… Teraz idę do dziewczyn na kawę, chociaż nie wiem, czy to dobry pomysł…

Pozdrówki

Aha. Jak nie będziecie pisać komentarzy, to sama sobie zacznę je pisać (już to mówiłam, ale nie poskutkowało). Wiem, że groźba ta jest z gatunku karalnych, ale co mi tam…

No, to buziaki :*

Nocą…

Wróciłam właśnie z Maryśki. Siedziałyśmy na dworze. Nawet udało mi się zobaczyć spadającą gwiazdę. Wbrew rozsądkowi pomyślałam życzenie (z tych w gatunku nie spełniających się), bo przecież, skoro i tak się nie spełniają, to co mam sobie żałować… I nawet nie Corvettę chciałam…
Wracając do domu wstąpiłam do sklepu i zaszalałam. Kupiłam Marlboro. Diabli wiedzą po co, bo przecież ich palić nie będę. Chyba, że szpanować… i nie wiem przed kim, bo mnie wyśmieją raczej niż podziwiać będą. I słusznie. Ale mam czasem takie napady… 
W sumie to poszłam tam, bo już nie mogłam siedzieć w domu. Skatowałam się piosenką „Moralne salto” Strachy na Lachy. I o ile piękna jest ta piosenka, o tyle smutna. I najgorzej, że ilustruje moje życie. Doszłam więc do wniosku, że starczy tego katowania i trzeba iść się sponiewierać troszkę. No i poszłam… Poniewierałyśmy się do tej pory. Nie jest zbyt późno,wiem, ale ja jestem na urlopie, to mogłabym tam siedzieć do rana, ale Ewa pracuje, więc musiała iść do domu… I jak to dobrze, że istnieje rozsądek. Jestem w domu. Zaraz pewnie pójdę spać…
Jakoś już minęły te czasy, kiedy każdą wolną chwilę spędzałam na barach. I to nawet nie o to chodzi, że nie miałabym teraz z kim się włóczyć… tylko o to, że mi się nie chce!!!
Oki. Kończę. Chyba dzisiaj to już się nie odezwę. Ewentualnie, jeśli będę cierpiała na bezsenność… albo mi się coś niebywale (!?) ważnego przypomni.

Później…

Jola wyjeżdża. Zostawia nas na pastwę losu, niedobra koleżanka… 
Musi pozałatwiać  sprawy na zapas, więc byłyśmy we wszystkich urzędach (no dobrze, nie we wszystkich, ale czułam się tak, jakbyśmy były we wszystkich). Ponadto nasi urzędnicy wcale nie uważają, że to oni są dla nas, nie my dla nich…
Wróci to się będzie rehabilitować. Nie będę jej zmuszała do pożegnań, bo jak się żegnałyśmy ostatnim razem, to niewiele brakowało, a by nigdzie nie pojechała…
 
Poza tym jeden z pątników (Krystian) napisał smsa (nawet dwa), więc odpada opcja, że nie żyją. Na moją uwagę, że mógłby odzywać się częściej niż raz na tydzień, zaproponował mi, żebym mu doładowała konto, to będzie pisał…  Się umie chłopak ustawić. Nie zamierzam tego robić, ale dałam mu radę, żeby pisał od ludzi z komórek. W końcu podobno panuje tam atmosfera wielkiej, braterskiej (taaaa) miłości to mu na pewno nie pożałują jednego smsa.
 
Zajrzałam do pracy. Na piętrze malują meble w różne kolory tęczy.
Małgosia zapytała mnie:
- Jak, Edytka, podoba się?
- Ładnie… – odpowiedziałam
Na to Ewa:
- Nie oczekuj od Edytki większego entuzjazmu. Ona ma swoje zdanie na ten temat.
- Taaa, żeby wszystko było na czarno – powiedziała Karolinka
No i fakt. Wolałabym żeby wszystko było na czarno. Ale podobno dzieci lubią jak jest kolorowo. Przyjmuję tę wiedzę z pokorą. Niech będzie. Jest ładnie… i nie oczekujcie ode mnie większego entuzjazmu…
Dzisiaj jeszcze nie podjęłam decyzji, czy wieczorem idę spać, czy się bawić. Coś na zasadzie „byłbym, ale jadą…” innymi słowy: poszłabym, ale mi się nie chce z domu wychodzić…

wtorek, 7 sierpnia 2007

Bladym świtem… znaczy po 9…

W końcu poszłam jednak spać. No i dobrze, bo dzisiaj jestem normalna. Obrazek niżej ukazuje jak bardzo normalna. Coś jak ten wilk…


  

Pątnicy się odezwali. Po piątej rano dostałam strzałkę od Krystiana. Pewnie wyczuli moje niezadowolenie. Albo gdzieś podczas turnee trafili na kafejkę internetową i nieopatrznie weszli na bloga. A tu oświadczenie… Oficjalne zresztą…
A już byłam przekonana, że może nie żyją i (pomijając ten fakt) obrazić się za ciszę w eterze. hahaha
Tyle na teraz. Może się zamelduję później.

Urlopu ciąg dalszy

Kolejny dzień urlopu. Dzisiaj mi Ewelka zorganizowała zajęcie, bo zadzwoniła i przekazała listę leków do znalezienia. Latałam wiec cały dzień po aptekach w celu realizacji zamówienia. O 18 byłam na siłce, a teraz jestem już gotowa do spania… albo wyprawy na balety… Chociaż dzisiaj nie mam ochoty na udzielanie się towarzysko.
A. Kupiłam w końcu listwę do komputera. Tomek (pan ze sklepu, jak się okazuje, mój kolega) zapewniał mnie, że listwa jest z gatunku tych cudownych, bo ma uziemienie i podczas burzy chroni kompa. Może i racja. Tylko, że w moim gniazdku nie ma uziemienia…
A zresztą jak zaczyna grzmieć to i tak wyłączam komputer (a sama przenoszę się do wersalki), więc nie muszę się przejmować takimi drobiazgami.
Pątnicy jak poszli błagać Siłę Wyższą o wybaczenie grzechów (i jak obiecywali, również w mojej intencji), tak odezwali się tylko raz. Myślę nad karą dla nich. Chyba się obrażę. Składam oficjalne oświadczenie, że jeśli nie dostanę ani jednego smsa z pozdrowieniami z trasy, to się obrażam! I nie obchodzi mnie żadne tłumaczenie. No chyba, że mi na przeprosiny Corvettę kupią…

  

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

Ciągle w szoku

Jednak nie zapaliłam wczoraj. Złożyło się na to kilka powodów. Po pierwsze, to musiałabym przebrać się z domowych łachów w coś innego.  Po drugie musiałabym iść  do bankomatu (w portfelu po ostatnich baletach zostało mi ze dwa zł.), po trzecie musiałabym się zdecydować, jakie to szaleństwo mam wybrać do palenia. No i ostatecznie z lenistwa nie zapaliłam. Mam, co prawda, w domu jednego papierosa, ale to taki na sytuację krytyczną ponad wszelkie oczekiwania. Znaczy poczynając od armagedonu coraz gorsze…

Nie wiem, czy przed chwilą  nie było takiej sytuacji. Znaczy gorszej od armagedonu. Były moje ciotki (Stefka i Maryśka) z Kubusiem. Kubuś, na początku grzeczniutki, w ostatecznym rozrachunku doprowadził mnie do białej gorączki…


Na życzenie Michała dołączam fotki.

Wiem, wiem o czyje zdjęcia chodzi  ;p



W obrazeczkach są…

Aha. Do Fasolqi. Przed chwilą się zawiesił…

niedziela, 5 sierpnia 2007

Wieczorem…

Trochę znudzona jestem. Co prawda urlop mi się dopiero zaczął i powinnam szaleć ze szczęścia, to jednak chyba to nieosiągalne będzie. Pogody się czepiać nie będę, bo jest nie za gorąco, czyli dla mnie pasuje. Za to będę się czepiać faktu, że tylko się wolne zaczęło, a ja od razu przeziębiona. Gdyby było inaczej już bym poszła na balety. A tak musze siedzieć w domu i się leczyć. Znowu cały dzień bawiłam się w necie. Jedyną rozrywkę stanowił Michał, który przyszedł razem z kolegą. Poza tym dostałam jeszcze informację od E., że mnie dzisiaj nie będzie namawiać na złe, bo jej się nie chce wychodzić. Czyli pierwszy weekend, byle nie wróżebny, spędzam na chacie. Pisałam, że to moje ulubione miejsce na ziemi, ale wcale nie chodziło mi o to, żeby w ogóle stąd nie wychodzić. I na dokładkę, od nadmiaru czasu głupstwa zaczynają mi przychodzić do głowy… Zapaliłabym sobie… Palenie rzuciłam prawie dwa lata temu (z dnia na dzień). Od tamtego czasu zapaliłam tylko kilka razy. I jestem podziwiana za siłę charakteru. Hahahaa.I podjęcie właściwej decyzji. Też coś! Okoliczności “podjęcia decyzji” są cokolwiek kontrowersyjne. Kiedyś pewnie to opiszę, ale jeszcze nie teraz… Hahahah
Na dokładkę mam jeszcze jeden nierozwiązywalny problem!!!! Ale z tym sobie poradzę. Do tej pory potrafiłam…
A jak nie to… Trudno się mówi i się żyje dalej…

Wiadomość z ostatniej chwili…

Trochę mało wyraźny ten liścik. Zacytuję go na wszelki wypadek, co by miś nie zginął:

„MAMY TWOJEGO MISIA. CHCEMY BECZKĘ PIWA DO 4 XII. INACZEJ MIŚ ZGINIE. PORYWACZE”

Aneks do listu: „Skracamy czas oczekiwania do 7 VIII. Nieodwołalnie. Porywacze”

sobota, 4 sierpnia 2007

Historia stara jak świat…

Strachy na lachy: Moralne salto

Z krucyfiksu co noc
Patrzy się na nią
Kiedy składa na pół
Sukienkę tanią
Nie powie nic kiedy znów
Włoży ją rano
Wszystko już o niej wie
Tani stróż anioł

 
Drugi rok stoi tam
Za firanką
Nie wybaczy mu że
On poszedł z tamtą
Wylało się na stół
Moralne salto
Smutna historia ta
Z dominantą

 
Snów dziwnych jej pięć
Jak palców jest pięć u dłoni każdej
Ściera swój uśmiech ze starych zdjęć
Jego uśmiechu część
Głodne oczy nakarmi
Dobrze wie już że MY
Się nie dzieli przez TRZY
Z młodszymi koleżankami i
Jeśli już ktoś dziś puka w jej drzwi
To z całych sił tylko przeciąg,
Przeciąg trzaska złudzeniami

 
Mocniej wtuli się w koc
W czarnej godzinie
Nie policzy tych łez
Zostały w kinie
Pożegna ją dym ze świec
Popiół w kominie
Z krzyża zszedł dziś w tę noc
Nie będzie przy niej

 
Ona coraz śmielszą ma chęć
W kuchni palnik z gazem
Sama sobie wydaje się tłem
a życie jej puszcza się płazem
Ona przeklina ten dzień
I siebie przed ołtarzem
Nie pytaj mnie skąd o tym wiem
Opowiem ci o tym innym razem…

 
Snów dziwnych jej pięć
Jak palców jej pięć u dłoni każdej
Ściera swój uśmiech ze starych zdjęć
Jego uśmiechu część
Głodne oczy nakarmi
Dobrze wie już że MY
Się nie dzieli przez TRZY
Zwłaszcza z koleżankami
Jeśli już ktoś dziś puka w jej drzwi
To z całych sił tylko przeciąg
Przeciąg trzaska złudzeniami

Nie fajnie jej z tym
nie pytaj czy jej fajnie

Równouprawnienie…

Co robimy przy bankomacie?

On:
1. Podjechać
2. Włożyć kartę
3. Wprowadzić PIN
4. Wziąć pieniądze, kartę i kwitek
5. Odjechać
 
Ona:
1. Podjechać
2. Poprawić makijaż
3. Zgasić silnik
4. Włożyć kluczyki do torebki
5. Wyjść z samochodu, bo za daleko zaparkowała
6. Znaleźć kartę w torebce
7. Włożyć kartę do bankomatu
8. Znaleźć w torebce karteczkę z zapisanym wcześniej PIN-em
9. Wprowadzić PIN
10. Przestudiować instrukcję
11. Wcisnąć „Cancel „
12. Wprowadzić kod jeszcze raz, prawidłowo
13. Wziąć pieniądze
14. Wrócić do samochodu
15. Poprawić makijaż
16. Znaleźć kluczyki
17. Uruchomić silnik
18. Ruszyć
19. Zatrzymać się
20. Cofnąć
21. Wyjść z samochodu
22. Wrócić do bankomatu i zabrać kartę z kwitkiem (?#$%!?)
23. Z powrotem do samochodu
24. Włożyć kartę do portfela
25. Włożyć kwitek do torebki (^&*%$#$)
26. Zanotować na karteczce ile się wzięło i ile zostało
27. Zwolnić trochę miejsca w torebce, aby włożyć portfel do torebki
28. Poprawić makijaż
29. Wrzucić wsteczny bieg
30. Wrzucić jedynkę
31. Ruszyć
32. Przejechać 3km
33. Zwolnić ręczny ($#$^%!)

Moim kolegom…   ;)

Być facetem to jest proste… ale być prawdziwym facetem, to już wymaga trzymania się pewnych zasad….

1. Każdy facet, który przynosi kamerę na wieczór kawalerski może zostać legalnie ubity, a jego ścierwo ma zostać zjedzone przez współimprezowiczów.
2. Pod żadnym pozorem dwóch facetów nie może iść pod jednym parasolem.
3. Facet ma prawo płakać tylko w niżej wymienionych sytuacjach:
- w chwili gdy Angelina Jolie zaczyna rozpinać bluzkę
- po skasowaniu Ferrari swojego szefa
- kiedy twoja randka używa zębów
4. Facet musi wpłacić kaucję za swojego kumpla minimum w ciągu 12 godzin, chyba, że ów kumpel załatwił kogoś z jego rodziny
5.Jeżeli znasz innego faceta dłużej niż 24 godziny, jego siostra jest dla ciebie – NIEOSIĄGALNA. No… chyba, że się z nią później ożenisz.
6.Minimalny okres czasu przez jaki musisz czekać na innego faceta, który się spóźnia wynosi 5 minut. Maksymalny czas wynosi 6 minut.
7.Narzekanie na temat marki piwa jakie (ZA DARMO!!!) daje ci twój kumpel jest całkowicie zakazane. No chyba, że browar ma temperaturę pokojową,albo kumpel daje ci Karmi.
8. Żaden mężczyzna nigdy nie będzie kupował prezentu urodzinowego dla innego mężczyzny (de facto… nawet fakt pamiętania o samych urodzinach jest tylko opcjonalny).
9. Podczas oglądania meczu z innymi facetami dozwolone jest zapytanie o wynik, ale nigdy o to kto gra z kim.
10.Facet może „opaść” tylko i wyłącznie po doprowadzeniu kobiety do orgazmu. Jeżeli pozwalasz sobie na „opadnięcie” przy niej z innego powodu, to znaczy, że ta babka jest twoją żoną.
11. Drink „z palemką” (+ różne słomki… owocki… etc…) facet może wypić tylko na tropikalnej plaży… o ile poda mu go supermodelka w toplesie… i kiedy ów drink jest za darmo.
12. Facet nigdy nie zakłada stringów. Ani tych męskich ani… żadnych! NIGDY!!! Temat zamknięty!!!
13. Jeżeli facet ma rozpięty rozporek to jest to tylko i wyłącznie jego problem. Ty łosiu nic nie widziałeś! Nic!!!
14.Kobiety, które twierdzą, że „uwielbiają oglądać sport” powinny być traktowane jako szpiedzy, dopóki nie wykażą się doskonałą znajomością tematu oraz nie zjedzą co najmniej 1/4 kubełka KFC
15. Facet musi publicznie i z głębi serca wyrazić kondolencje z faktu tragicznej śmierci kota jego dziewczyny, nawet jeżeli to on sam polał kota benzyną i rzucił zapałkę.
16. Jeżeli komplementujesz „sześciopak” innego faceta… to obyś mówił o jego zdolności doboru piwa.
17. Zdania, które nie będą wymawiane podczas podnoszenia ciężarów w siłowni w obecności innego faceta:
- Tak dziecinko! Pchaj mocniej!
- No dalej! Zrób to jeszcze raz!
- Jeszcze jedna seria i lecimy pod prysznic!
- Niezły tyłek! Jesteś Koziorożcem?

Pech, to pech….

Przeziębiłam się… Nawet nie wiem kiedy. Chociaż podejrzewam, że mści się na mnie to notoryczne siedzenie przy otwartym oknie.
Czyli tradycyjnie początek urlopu spędzę w łóżku. Zawsze jakoś tak niefortunnie zaczynam wolne…


 


Pozdrowienia z pierwszego dnia urlopu…

 


To tyle na ten moment. Nawet mi się myśleć nie chcę i zaraz idę spać… 

piątek, 3 sierpnia 2007

Szlag by to trafił…

Jasne, że byłam na tych baletach. Nawet fajnie było. Do momentu, kiedy przysiadł się do nas jakiś przygłup. Najpierw czynił awanse Iwonce, w wyniku czego zmieniłyśmy stolik na inny. Później wyczaił, kiedy Iwonka wyszła na chwilę i wyjechał do nas z propozycją z gatunku „nie do odrzucenia”. Nawet zacytuję, bo przecież może mnie więcej takie szczęście nie spotkać. „Jedziemy nad Białe, będziemy się pier*** jak króliki!!!”  No to mu odpowiedziałam (bez wątpliwości,  jak prawdziwa dama) „a pierd*** się z kim chcesz!!!”. Po czym musiałyśmy skończyć imprezę, bo mogło dojść do ostrego mordobicia. Swoją drogą, to co ten przygłup myślał? I skąd się takie barany biorą???? Kończę na ten moment. Może jeszcze dzisiaj tu zajrzę, ale raczej pójdę spać.

Zaczyna się urlopik…

Jak tak dalej pójdzie to zacznę sama sobie pisać komentarze!!! ahhaha
Od jutra jestem na urlopie. Moje życie do września będzie wyglądało jak realizacja tej reklamy:
 
 

Nie koniecznie „Żywiec” zresztą…
Dzisiaj też się wybieram na balety, ale jeszcze nie wiadomo co z tego wyjdzie. Spać mi się chce strasznie (nie mam pojęcia dlaczego!!), więc jest opcja, że usnę na klawiaturze i nigdzie nie pójdę.
Urlop zamierzam spędzić w miejscu, w którym czuję się najlepiej. Znaczy w domu. Pomijając krótkie wypady na chmiel i może jakieś ognisko, czy coś.
A może nad morze….

  
Złudzenie optyczne to ma być!!!

To był żart tylko. Nad żadne morze nie jadę!!! Chyba, że…. chyba, że to Karaiby będą!!! To mogę już wyjeżdżać…

czwartek, 2 sierpnia 2007

Jak bajka…


Autentyki…

Sobowtóry na meczu
  • Marcin, widziałam cię wczoraj na meczu!!! – powiedziałam ja
  • Zwariowałaś? – zapytał Marcin –ja nie byłem na żadnym meczu!!
  • Cicho! Byłeś! Z Sylwkiem,Łukaszkiem i Bryndzą! Najpierw zadzwonił do mnie Sylwek, że już idziecie. Później weszliście we czworo na stadion…
  • Nie byłem…
  • Cicho! I szliście w nasza stronę.My siedzieliśmy po stronie Cmenrarii. A wy usiedliście na samym początku. Myśleliśmy, że się nas wstydzicie, albo co. A później Sylwek dzwoni jeszcze raz. Myślałam, że zwariował, a on pyta,gdzie jesteśmy, bo on przed stadionem. A potem się okazało, że to nie byliście wy, tylko całkiem obcy ludzie.
  • No przecież od początku mówię…
Okulary

Małgosia zapytała mnie o coś, co wymagało spojrzenia w dal i odczytania danych. Spojrzeć spojrzałam,a następnie pofatygowałam się bliżej przedmiotu, bo przecież ślepa jestem.
  • Edytka, gdzie twoje okulary?? -spytała złowróżbnie Małgosia
  • W biurku – odpowiedziałam beztrosko
  • A czemu nie na nosie??? – nie dała się zbyć Małgosia
  • Bo wiesz, założę okulary i świat przestanie być taki pełen tajemnic…
A jak już zrezygnowałam ze złudzeń i postanowiłam wreszcie zobaczyć jak wygląda świat…

Okulistka 

Posadziła mnie pani na krześle, wskazała tablicę do sprawdzania wzroku i kazała przeczytać największy znak…
- Ja nie widzę co to, ale to na pewno”A” jest! – powiedziałam
Pani dziwnie na mnie spojrzała… założyła mi soczewki… popatrzyłam na tablicę…
Tam nie było żadnego „A” tylko „4″ !!! 
(Co później zostało skomentowane tekstem, że nauczyłam się na pamięć nie tej tablicy co trzeba!)

środa, 1 sierpnia 2007

Za ostatni grosz…

…kupię dziś chociaż cień dawnych dni…

Zanim straciłam złudzenia i wiarę w miłość byłam notorycznie zakochana. Po tamtych czasach zostało mi złamane na zawsze serce i zbiór wierszy pełnych nadziei wiary, tęsknoty… i często rezygnacji…
I chociaż te wiersze nie są już aktualne, a ich adresaci przestali mnie interesować, to jednak… Niech wiersze żyją własnym życiem, bo o ile nie jest to może poezja na  poziomie  godnym Nobla, to często bardziej wartościowa od tych, którzy mi byli natchnieniem… 


  


***
Usnęłam wtulona w Ciebie
jak w miękkiej kołdry puch
upojona bliskością nas obojga
szczęśliwa marzeniem ze snów.

Wiem,że to chwilowe szczęście
w zamęcie wyszeptanych słów
i wiem, że Ty kochać mnie nie będziesz,
i że nie będzie żadnego… znów…



***
Płakałam
oczami zaślepionymi
łzami
patrzyłam
jak odchodzisz.

Widziałam
jak się
rozpływasz
w dali i w soli
i kruchy trzask słyszałam
serca,co pęka z niedoli.

Dziś nic nie pamiętam
tylko serce
pod warstwą soli
czasem
dotknięte do żywego
boli.


***
Zapomniałeś o mnie
to nic
ważne,że czas
uważnie łata wszystkie rany
chociaż czasem zostawia
w materii
po igle
białe ślady.