Wszyscy mają prawo mieć zły dzień, każdy może się
złościć.Tylko mi nie wolno. Nic mi nie wolno. Wszelkie uwagi z mojej
strony powinny być formułowane tylko na zasadzie pochwały. I nie ważne,
że ktoś robi głupstwa. Nic nie można powiedzieć. Bo później okazuje się,
że „doprowadzam do nerwicy”. I mało ważne, że czasami jestem wściekła,
ale mówię spokojnie i staram się nie zadrażniać. Nie ważne, że tłumaczę i
objaśniam ze stoickim spokojem, chociaż gotuje się we mnie złość. Tak. Z
każdym trzeba się obchodzić, jak z chińską porcelaną. Tylko jakoś nikt z
nich nie oszczędza mi swoich humorów. Bo dziewczyna rzuciła, bo chłopak
zdradza, bo kolega plotkuje a koleżanka rogi przyprawia… To nie są
wymarzone sytuacje – ale ja nie jestem im winna –dlaczego więc ja muszę
cały czas brać pod uwagę czyjeś problemy? Moimi jakoś nikt się nie
przejmuje. Zresztą – kto niby miałby to robić? Bo
niby jakie ja mogę mieć problemy? Mam jak u Pana Boga za piecem… Nie
chciałabym narzekać, bo wiem, że mój los wcale nie jest taki ostatniej
kategorii. Ale naprawdę – każdy ma swoje życie i niczyje nie jest
pozbawione komplikacji. Nikt nie jest szczęśliwy albo nieszczęśliwy do
końca. I fakt, że nie płaczę po kątach i nie chodzę ponura nie oznacza,
że moje życie jest rajskim istnieniem. I, do ciężkiej cholery, może w
końcu ktoś by czasami miał wzgląd na mnie nawet przy SWOICH (NIE MOICH!) humorach!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz