Zgodnie ze starym obyczajem świętowałyśmy także fakt porzucenia przez nią stanu kawalerskiego (no dobra, panieńskiego, ale w końcu „kawalerskie” się pije… nawet „nasze kawalerskie”… ;p ).
Lansowałam się… Chociaż od razu się przyznaję, że nie z własnej woli, a nawet pod lekkim przymusem… Innymi słowy – wrobili mnie… ;p
oraz wdzięczyłam do aparatu, ale to już z własnej inicjatywy… ;p
Młodym wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń…