niedziela, 25 kwietnia 2010

Z życia wzięte… 6…

Pierwsza

Dialog mój z Krystiankiem:
– Wejdę na nk. Mogę? – Krystiano
– Jasne – to ja – pośmiejemy się z Twoich znajomych.
Krystiano wszedł na Naszą Klasę. Otworzył zakładkę ze znajomymi.
– No to z kogo się najpierw pośmiejemy? – Zapytał, krztusząc się ze śmiechu.
Jestem pierwszą osobą w jego znajomych…

My się tylko bawimy… ;p

Na naszym biurku przyczepiony jest plakat (w miejscu nie do obejrzenia przez zwykłych klientów), który przedstawia dwa tygryski. Tygryski są bardzo sobą zajęte i prawdopodobnie kolejne zdjęcie nie nadawałoby się do powieszenia bez obrażania moralności.
Krystiano zobaczył plakat. Nie uwierzył. Popatrzył jeszcze raz. Dalej nie wierzy.
Asiątko widząc minę Krystianka (18 lat) wyjaśniła mu, że tygryski się bawią.
Zapadła cisza.
– Ty też się tak bawisz, Asiu? – zapytałam.
Wywołało to oczywiście ogólny wybuch śmiechu.
Nieobecny przy tym Daniel – stażysta wrócił akurat w momencie, kiedy żadne z nas nie było w stanie rozmawiać. Wrócił z łazienki, gdzie akurat wylewał z wiadra wodę z resztkami gipsu  pomagając sobie łyżką w miejscach, gdzie gips bardziej przywarł do ścianek (dłuuuga historia i w zasadzie bez związku). Krystiano zaoferował się pójść i umyć łyżkę w pokoju socjalnym, mówiąc, że idzie „się bawić”.
– Tak sam? – Zapytałyśmy.
– Łyżkę będzie miał do towarzystwa – powiedział niczego nieświadomy Daniel, co wywołało ogólny paraliż jakiegokolwiek zachowania – zresztą, mogę iść z tobą – dodał…


Najważniejsze są instrukcje

Rozwiązywaliśmy z Krystiankiem zadania w necie. Zadania były podzielone w zależności od kategorii, której dotyczyły. W związku z tym, że niektóre rozwiązaliśmy razem zaczęliśmy się sprzeczać, czyja większa zasługa. Brzmiało to mniej więcej tak:
– Ale te, to razem robiliśmy! – Ja.
– Tak, razem! Ja robiłem, a ty leżałaś na łóżku! – Krystiano.
– Tak, ale mówiłam ci, co masz robić…
Za jakiś czas Krystiano stwierdził, że nauczy mnie tworzyć strony internetowe i instalować je w necie (zaiste, wielka jest Jego wiara we mnie).
Opowiadając to Asiątku mogłabym spokojnie tylko odwrócić osoby w powyższym dialogu, bo brzmiało to tak:
– Tym razem, to on leżał na łóżku i mówił co mam robić…

niedziela, 18 kwietnia 2010

Remont…

Jak ja nienawidzę remontów…
To coś strasznego…
W związku ze straszliwą katastrofą, która nastąpiła w Walentynki (opisałam to 16 lutego), a objawiła się zalaniem naszego mieszkania, zmuszeni byliśmy zrobić remont.
Właściwie mogliśmy go nie robić, bo przecież można żyć nawet z zalanym sufitem (czytaj: w żółte plamy) ale to niezbyt urocze jest. Powiedziałabym nawet, że w ogóle nie jest urocze.
Aktualnie remont jest w takcie.
Wygląda to w ten sposób, że wszystkie rzeczy, z całego mieszkania, zostały przeniesione do dużego pokoju. Nic nie można znaleźć, bo nie wiadomo, w którym miejscu potrzebna rzecz się znajduje. Mały pokój jest w zasadzie nie do użytku – ponieważ meble zostały poprzestawiane w urągający zdrowemu rozsądkowi sposób – to w ramach przygotowania do malowania.
Maskara.
Całe szczęście kuchnia i łazienka już po remoncie – więc błyska jakaś iskierka nadziei, że w innych pomieszczeniach remont też się kiedyś skończy (niby to oczywiste, ale jak patrzę na ten bałagan, to jakoś przestaję w to wierzyć).
Dzisiaj umyłam 10 000 kieliszków (stoją w kuchni w ramach dekoracji…), każdy z innej parafii… Za późno rozmawiałam o tej akcji z Asiątkiem, bo podsunęła mi pomysł, żeby część wytłuc… niestety już po wykonaniu przeze mnie tej galerniczej pracy…