sobota, 31 grudnia 2011

Sylwester 2011

W związku z tym, że moje świętowanie odejścia 2011 roku można uznać za zakończone… To mogę napisać, że ten SYLWESTER będzie niezapomniany.
Z fajerwerkami i Strażą Pożarną w tle… Nic więcej nie mogę na ten temat napisać, bo i tak nikt mi nie uwierzy ;) 
Zostaje więc mi tylko życzyć wszystkim dużo szczęścia w Nowym, 2012, Roku :) 
Pozdrawiam…
 
:)  
PS. Skąd Majowie wiedzieli, że gospodarzami EURO 2012 będą Polska i Ukraina? Bo ten, obliczony przez nich, KONIEC ŚWIATA musi się z tym wiązać… ;)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Sprawdziłam…

Sprawdziłam…
Październik wpływa na mnie przygnębiająco. Później bywa różnie, ale akurat dziesiąty miesiąc roku zawsze mnie dobija. Mam nawet pewną teorię na ten temat… I sądzę, że prawdziwą…

wtorek, 11 października 2011

Złote myśli i skrzydlate słowa… 4

Intuicja nie zawodzi…
Przynajmniej w tych sprawach, które mogą się dla nas ułożyć niepomyślnie…Tak się właśnie ułożą.
Jeśli wyciągamy wnioski z urywków wiadomości, często są to te właściwe. Niestety…

poniedziałek, 10 października 2011

piątek, 7 października 2011

Złote myśli i skrzydlate słowa… 2

Potrafimy doradzać każdemu, wiedząc dokładnie, co byśmy zrobili znajdując się na jego miejscu.
Ciekawe, że będąc w analogicznej sytuacji, nie uznajemy za stosowne skorzystać z tych rad.

czwartek, 6 października 2011

niedziela, 4 września 2011

Junior Stress: Znam Ten Stan

24 na dobę myślę o Tobie,
cokolwiek robię myślę o Tobie. Tak jest!
To jest specjalna dedykacja,
bo w miłości leży racja.

Słuchaj:
I poniedziałek to taki dzień, kiedy wszystko robię
i nie mam czasu nawet by siąść, i przemyśleć sobie,
czy to co robię ma w ogóle jakikolwiek sens,
czy ten kawałek nie brzmi na przykład ja włoski dance.
 Ale:
Ja znam ten stan, kiedy Ciebie mam, Ciebie mam.
Ja z Tobą się spotykam, spotykam, sam na sam, sam na sam. (ooo!)

Wtorek to taki dzień, gdy ewidentnie nie mam czasu.
Cały dzień po mieście biegam i to ciągle wśród hałasu.
Wszystko słyszę, bo w moim walkmanie nie ma basu.
Kiedy przychodzę do domu to myślę tak od razu, że:
Znam ten stan, kiedy Ciebie mam, Ciebie mam.
Ja z Tobą się spotykam, spotykam, sam na sam, sam na sam. (ooo!)

Środa to taki dzień twardy, na który nie ma byka,
jak otworze oczy, to przed świtem już ich nie zamykam.
Rozpoczęty wielki bieg dla najtwardszego zawodnika.
W moim sercu bezustannie gra mi ta sama muzyka.
Dlatego mówię tak:
Znam ten stan, kiedy Ciebie mam, Ciebie mam.
Ja z Tobą się spotykam, spotykam, sam na sam, sam na sam. (ooo!)

Czwartek to taki dzień, co ponoć późno się zaczyna.
Wreszcie może się wyśpię, bo człowiek to nie maszyna.
Ale wskazówka leci wiem, że nic jej nie zatrzyma.
Nieuchronnie zbliża się ten czas by ponaginać.
A ja i tak:
Znam ten stan, kiedy Ciebie mam, Ciebie mam.
Ja z Tobą się spotykam, spotykam, sam na sam, sam na sam. (ooo!)

Piątek to taki dzień, na który czekam.
Choćby nie wiem co się działo nie narzekam.
Praca kończy się z pomysłem i nie zwlekam.
Za miłym ustronnym miejscem ciągle biegam.
Znam ten stan, kiedy Ciebie mam, Ciebie mam.
Ja z Tobą się spotykam, spotykam, sam na sam, sam na sam. (ooo!)

Sobota to na bank najlepszy dzień tygodnia.
Najlepsza ze wszystkich nocy to noc sobotnia.
A biba kręci się jak trzeba.Wiem!
Ta biba kręci się jak trzeba.
Więc śpiewam tak:
Znam ten stan, kiedy Ciebie mam, Ciebie mam.
Ja z Tobą się spotykam, spotykam, sam na sam, sam na sam. (ooo!)

Niedziela też może być bardzo miła.
Wczoraj upalna noc, a dzisiaj wspólny długi chillout.
Wspólny odpoczynek, żeby powróciła siła.
Ej! Tak właśnie razem cały tydzień mija.
Znam ten stan, kiedy Ciebie mam, Ciebie mam.
Ja z Tobą się spotykam, spotykam, sam na sam, sam na sam. (ooo!)

środa, 24 sierpnia 2011

Z życia wzięte… 14…

[A] – Asiątko
[E] – ja

***
Dzień wcześniej dyrektor rozmawiał z nami w jakiejś niezwykle ważnej sprawie. W tym momencie nie istotne w jakiej. Ważne, w tej opowieści jest to, że naszym zwierzchnikiem został dwa miesiące wcześniej i widywałyśmy go niemal codziennie. Mało tego, załatwialiśmy bardzo ważną służbowa sprawę, więc woził nas swoim samochodem do różnych urzędów, szkół, itd.
Asiątko podsumowywała całość wydarzeń opowiadając mi (??) jak to dyrektor rozmawiał z nami dzień wcześniej:
[A] – I mówił tak znad okularów…
[E] – Czyli jak? (łypiąc na Asiątko)
[A] – No tak! (Asiątko patrzy znad okularów)
[E] – To on nosi okulary?? Muszę w kompie jakieś zdjęcia jego znaleźć!

***
Czytałam zbiór perełek, czyli te głupstwa, które ja mówię, a Asiątko skrzętnie notuje. Pochichotałyśmy obie. W końcu podsumowałam całość:
[E] – Ja jestem nienormalna!

***
Ze względu na remont budynku naszej placówki przenieśliśmy się do szkoły i jesteśmy zmuszeni dostosować się do godzin jej otwarcia. Dlatego w czasie wakacji pracę rozpoczynamy o 8, co mnie doprowadza do rozpaczy, bo nienawidzę wstawać o świcie. W każdym razie któregoś dnia, dokładnie o godz. 8:09…
[E] – No i gdzie leziesz? (do Asiątka)
[A] – Tu… (stojąc obok)
[E] – A, to masz szczęście…

***
Któregoś ranka Asiatko była bardzo nieprzytomna zwalając winę za niedyspozycję na niskie ciśnienie. W każdym razie po krótkiej obserwacji zachowania Asiątka przyszła mi do głowy pewna myśl, którą nie omieszkałam się z nią podzielić:
[E] – Jak to fajnie wygląda, jak ci te trybiki się zazębiają… A właściwie prawie wcale… Hi hi hi
[A] – Jak cię zaraz kopnę to się zazębisz, Edi!
[Obie] – Ha ha ha ha


***
Świeży hit. Tym razem ja miałam jakieś wahnięcie…
W każdym razie rozśmieszyłam czymś Asiątko, jak ta piła herbatę, więc była bliska zachłyśnięcia się…
[A] – Chcesz mnie utopić?
[E] – A co ty jesteś rybka? (sama nie wiem, co miałam na myśli…)
[A] – Rybki nie można utopić… Rybkę można udusić!
[E] – A przytrzymaj ją (rybkę) dłużej pod wodą, zobaczysz, że się utopi… 
Oki… SAMA NIE ROZUMIEM!!!

wtorek, 23 sierpnia 2011

Z życia wzięte… 13…

Dawno nie było perełek ;p

Asiątko [A]
Ja [E]
Krystianek [K]

***
Jak mniemam wygłosiłam jakąś wyjątkową mądrość… 
[A] – To ciekawe, co mówisz, Edi…
[E] – Jestem do tego przyzwyczajona…

***
[E] – … bo kto nie był ni razu człowiekiem…
[A] – To Chochoł mówił! W „Dziadach”! 
[E] – Jaki Chochoł? Gdzie ty Chochoła tam widziałaś? 
[A] – W drugiej części „Dziadów”!
[E] – I co on tam robił? 
[A] – Chocholił!

***
Po jakimś kolejnym występie w moim wykonaniu…
[A] – Tego już się nie da zapisywać! To trzeba nagrywać!
[E] – Twoje narzędzia są zbyt prymitywne jak dla mnie…
 

***
[A] – Ty piłaś już dzisiaj kawę?
[E] – Niee 
[A] – Już jest 11:30!
[E] – O Boże! To dlatego tam mi odbija!
[A] – Na to czekałam! 
[E] – Prowokatorka!

***
Upadł mi zeszyt pod biurko. Nie chciało mi się schylać, więc się szamotałam, żeby przesunąć go nogą…
[E] – Kurde, chyba zeszyt porwałam… 
[K] – Edytko, masz rączki, albo mnie…  
Krystianek zanurkował pod biurko, wyciągnął nieszczęsny zeszyt i oddał mi go.
[E] – Dzięęękuujęę :) 
[K] – Proszę…
[E] – Dobrze, że mam ciebie, bo z rączek bym szybko nie skorzystała…
 

***
Do siebie…
[E] – Po co ja tu przyszłam? A po czajnik. Tylko czemu ja go w mojej torebce szukam?

środa, 3 sierpnia 2011

Urlop 2011

Kolejny urlop, który na pewno zmarnuję…
Chociaż… skoro moim ulubionym zajęciem jest tracenie czasu przed komputerem, to nie powinnam narzekać ;p
Jednak, z drugiej strony, przydałoby się jakieś alternatywne zajęcie. Póki co nie wymyśliłam nic innego. I jakoś nie zapowiada się na to, że coś się w tej kwestii zmieni.
Chyba nawet dalej pisać mi się nie chcę.
Wrócę tu, jak będę miała coś ciekawego (lub chociaż z sensem) do przekazania.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Folklor

Wczoraj skończyło się MPLzF. To już 21 edycja.
Pamiętam pierwszą… Co prawda dzieciak wtedy byłam i uganiałam się głównie za autografami artystów, to jednak fakt pozostaje faktem – pamiętam!
I właśnie ta pierwsza edycja jak również tegoroczna były jedynymi, na których byłam codziennie.
Imprezka była bardzo sympatyczna. Jedyne nieszczęście jakie mnie dotknęło to kosmiczna burza w piątek podczas koncertu zespołu.
Całość odbywa się w amfiteatrze. Kiedy zaczęło błyskać uznałam, że to na pewno przejdzie bokiem… nie przeszło…
Kiedy już byłam przekonana, że nie ma siły, będzie burza, było już za późno, żeby zwiać do domu.
Pozostało szukania schronienia na miejscu.
Pełen poświęcenia zespół grał pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych, deszcz lał jak szalony, niebo co chwila oświetlały błyskawice, a zdeterminowana publiczność usiłowała się ukryć w kilku, niewielkich rozmiarów, namiotach (obsługi technicznej festiwalu, promocji festiwalu i Poczty Polskiej). O dziwo, w namiotach panowała atmosfera zrozumienia i nikt nikogo nie wypychał na zewnątrz. Panował też deszcz, bo namioty trochę przeciekały, ale to akurat stanowiło miłą atrakcję…;p
Jako, że dla mnie burza stanowi największy kataklizm na świecie (bez względu na to gdzie się znajduje) niezbyt wiele logicznych działań można ode mnie w takich warunkach oczekiwać.
I tak jestem zaskoczona, że moja panika ograniczyła się do zastosowania jedynej rzeczy, która ogranicza moją fobię. Jedyna, która działa…
Co prawda nie posunęłam się do prowokowania pogody i żadnych tekstów typu „i tylko na tyle ciebie stać?!” w stosunku do burzy nie wygłosiłam, jednakże sam fakt, że żyję potwierdza moją tezę… ;p
Poza tym traumatycznym przeżyciem – reszta była wspaniała :)

sobota, 11 czerwca 2011

Piątki… :)

Jakoś ostatnio istnieją głównie piątki… Głównie, bo jeszcze są poniedziałki. To trochę dziwne, ale dni pomiędzy jakoś nie zauważam. Najpierw jest poniedziałek, a później okazuje się, że właśnie minął tydzień i znowu mamy piątek… Nie to, żeby mi specjalnie taki układ przeszkadzał. Raczej dziwi.
Kończę na dzisiaj. Właśnie jest piątek i trzeba iść na spacer :)

czwartek, 19 maja 2011

Koniec Świata: Pust wsiegda

Przemyca mnie życie w szaleństwie przez mgłę
Przez lasy urwiska mokradła
Po drodze swe stopy kaleczę do krwi
Przekleństwa się gniotą na wargach
Ledwo co żywych zawloką pod mur
A życie im skoczy do gardła
A potem bez słowa wyniosą za drzwi
Ich żółci i krwi pełne wiadra

Pust wsiegda budiet nieba, budu ja,
Pust wsiegda budiet nieba, budu ja,
Pust wsiegda budiet mama,
Mama, budu ja
Za ręce za nogi chwytają się ról
Ci którym większość przypadła
I jak głodne kurwy co walczą o kość
Hołota parlamentarna
Historia pokuta od krwawych już dat
Wisła na mapie jak blizna
I bardziej dziś obce nam słowa są trzy
Bóg Honor Ojczyzna
Jednemu karabin a drugiemu pięść
Walki i strzały w Tybecie
Tam chińskie mundury już ciężkie od krwi
Krew szybko wsiąka w nie przecież
A Bóg się przygląda przez ogień i mrok
Sam nic tu zrobić nie może
Płyniemy przed siebie gdzie nasz ostatni port
W opiece nas miej dobry Boże
 
Przemyca mnie życie w pijaństwie przez mgłę
Chodź wódki się ze mną napijesz
Tu wódka jest dobra choć czasy są złe
A życie naprawdę jest żywe
Jak po sztormie spokój jak po nocy świt
Usłany ludzką udręką
Królestwo co pęknie odrodzi się znów
Piosenka zostanie piosenką

piątek, 6 maja 2011

Po przeprowadzce…

Wielki remont czeka budynek naszej firmy.
W związku z tym zmuszeni byliśmy spakować tony dokumentów, pism i książek w setki pudeł kartonowych (przy okazji ogałacając miasto z pudeł). Praca katorżnicza, zwłaszcza w ostatnim etapie, kiedy do spakowania zostały rzeczy odnalezione po latach, więc pojawiły się wątpliwości, czy na pewno są nam koniecznie potrzebne, skoro przez kilka ostatnich lat nie zauważyliśmy ich nieobecności…
W każdym razie podjęliśmy decyzje w sprawie tych istotnych dla naszego życia przedmiotów (raz na tak, raz na nie) i spakowaliśmy się.
I tu trzeba zauważyć, że w naszej wspaniałej firmie pracują głównie przedstawicielki płci pięknej. Dlatego podczas transportu korzystaliśmy z uprzejmości kilku firm, wolontariusza, a także delegacji z pewnego zakładu, do którego nie jest trudno się dostać, ale później z wydostaniem się trzeba czekać, aż minie wyznaczony termin… No czasem, jak ktoś bardzo wyraźnie daje do zrozumienia, że to jego ostatni pobyt w podobnym miejscu zdarzają się odstępstwa od tej drakońskiej zasady.
(Dlaczego „nasi” panowie przebywali w tym miejscu jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Byli nad wyraz sympatyczni i mili. Albo może nastąpiła całkowita odbudowa zdrowych relacji społecznych).
Teraz jesteśmy po przeprowadzce i czekamy na remont naszego budynku…
Z tym, że dzisiaj się dowiedziałam, że w tym lokalu, w którym aktualnie jesteśmy (parter, 2 piętra, metry kwadratowe korytarzy i wieeele pokoi – z tym, że  tylko kilka naszych) też będzie remont. Ograniczony co prawda do założenia ciepłej wody, ale zawsze. Tak więc… życzmy sobie cierpliwości… ;p

piątek, 8 kwietnia 2011

SEZON WERSALKOWY … ;p

Dzisiaj dopiero 7 kwiecień, a już miałam szczęście doświadczyć drugiego napadu paniki z powodu burzy..
Pierwsza burza była 1 kwietnia i Asiątko przekonywała mnie, żebym się nie bała, bo to PRIMA APRILIS. No cóż… nie powiem, żeby stanowiło to dla mnie pocieszenie. Ale doceniam starania Asiątka :)
Ta dzisiaj to był pikuś w porównaniu do tej z 1 kwietnia. Chociaż w trakcie jej trwania nie przyszło mi do głowy jakiekolwiek porównywanie…
Aktualnie już po burzy. Za to pada deszcz i wieje potworny wiatr. Wiatru i deszczu się nie boję, póki co, więc jeszcze przede mną nabycie kolejnej fobii… ;p
W każdym razie SEZON WERSALKOWY uważam za otwarty… ;p

SEZON WERSALKOWY – okres czasu pomiędzy pierwszą wiosenną burzą, a ostatnią burzą jesienną. W trakcie wymienionych zjawisk atmosferycznych największym moim marzeniem jest znaleźć się wewnątrz wersalki.

Przy czym łatwo jest określić początek sezonu, gorzej z zakończeniem…
;p

niedziela, 20 marca 2011

Z życia wzięte… 12…

Na początku chciałam się ustosunkować do tematu „Kurz i jego oddziaływanie na różne jednostki”, który został poruszony w komentarzach.
Otóż moja teoria, że kurz ma bardzo duży wpływ na stan umysłów osób przebywających w strefie jego oddziaływania jest nad wyraz słuszna. Widać to wyraźnie na wielu jednostkach, które mam przyjemność znać… ;p
Jak widać po komentarzu Asiątka, mówiącym o tym, że dojrzewa ona do ujawnienia pewnej rozmowy, póki co objętej klauzulą poufności, a później rezygnuje z tego zamiaru, przenosząc odpowiedzialność za chwilowy napad szaleństwa (;p) na wzmiankowany kurz, oddziałuje on na różne obszary aktywności będących pod jego wpływem jednostek.
W każdym razie mam nową teorię – kurz jako panaceum :)
Chociaż istnieje już pewien eliksir o zbliżonym działaniu… Można go nabyć w wielu sklepach i w różnych cenach. Działa na psychikę, a często nawet na stan fizyczny…(chociaż tutaj to różnie z efektami…)
A teraz istota artykułu:
Kolejne perełki z notatnika Asiątka… :)

***
Pisałam sprawozdanie. Któryś już dzień z kolei. Po nocach śniły mi się liczby, cyferki, literki i takie tam… Dobrze, że lubię sprawozdania (zboczenie takie – każdy ma jakieś, ja mam takie), bo by przyszło oszaleć… ;p
Trzy razy sprawdzałam sama siebie.
- Co ja tu napisałam? Folia 1+1 równa się Folia 5… Chyba trochę przekłamuję to sprawozdanie…
Dla dociekliwych i prawomyślnych: BŁĄD POPRAWIŁAM! :p

***
Sprawozdanie – ciąg dalszy…
Do siebie:
- Jakieś mam zaćmienie umysłowe… I to długotrwałe!… Mam nadzieję, że mi przejdzie… Sama ze sobą się nie mogę dogadać!!!

***
Sprawozdanie…
Nadal ja:
- Na palcach to policzę… Tylko skąd ja 100 palców wezmę?… Zaraz interesantów przyprowadzę!

***
Wybitnie błyskotliwy dialog w wykonaniu Asiątko [A] i ja [E]:
[E] – Au!
[A] – Co?
[E] – Siadłam na rękę!
[A] – Na swoją?
[E] – Nie, na Twoją!
[A] – Jak się pisze „au”? Przez u, czy ł?
[E] – Napisz aü!   (a, u umlaut)

***
Rozmawiałyśmy z Asiątkiem o pewnym, zaprzyjaźnionym z naszą firmą (a raczej pracownikami…) panu… Głównie chodziło o to, że się widuje go w sytuacjach zupełnie niespodziewanych, nie mówiąc o tym, że w jeszcze mniej spodziewanych miejscach…
[A]siątko, [E]dyta

[E] – Pani Jasia też go spotkała, tam gdzie ona kiedyś mieszkała. No na K…
[A] – Albo na S…
[E] – No… Bo to Stulno!

*** 
[E] – „Nieczynne” pisze się osobno?
[A] – Nie, razem. To przymiotnik, a te piszemy razem. Czasowniki osobno.[E] – A „niebieski”?
[A] – Czubek!

***
Moje podsumowanie długiego monologu (nie pamiętam o czym) wygłoszonego do Asiątka, podczas którego Asiątko była wyraźnie coraz bardziej zdziwiona. Miało to być chyba pocieszenie…
;)
- My, blondynki, stanowimy zagadkę same dla siebie…

*** 
Na deser.
Zdanie wygłoszone przez Sylwii teściową, o którejś ze swoich koleżanek:- Potrafię powiedzieć jej prawdę prosto w oczy przez telefon!

piątek, 4 marca 2011

Maryla Rodowicz: Ech, mała…

Małolatą jesteś, tata cię dołuje
I powera ci odbiera w zarodku
Sprawdza notes i kieszenie, kontroluje
Żeby zgasić to co pali się w środku
Gdy w sobotę na imprezę ostrzysz sobie smak
Tata z piwkiem sobie leżąc mówi tak

Ech mała, nie szalej
Bo masz 16 lat
Za wcześnie na bale
Na kluby przyjdzie czas
Ty się nie baw zapałkami
Bo cię sparzy żar
Siedź w chałupie wieczorami
Kiedy kusi bal
Ech mała, nie szalej
Za testem goni test
Takie życie mała
Takie jest
Gdy mężatką jesteś lat dwadzieścia parę
A twój mąż pocztówki zbiera albo znaczki
Czasem przyśni ci się knajpa czy kabaret
Z jakimś tangiem argentyńskim po kolacji
Gdy na mały koniak z kawą chcesz się wyrwać vis a vis
Mąż, którego łamie w stawach
Znad gazety powie ci
Ech mała, nie szalej
Bo masz 50 lat
Za późno na bale
Co miał to dał ci świat
Ty się nie baw zapałkami
Bo cię sparzy żar
Siedź w chałupie wieczorami
Kiedy kusi bal
Ech mała, nie szalej
Sprzątaj, gotuj, pierz
Takie życie mała
Takie jest
Dziś w kąciku swoim siedzisz po cichutku
I uśmieszek dobrotliwy masz na twarzy
Nad sernikiem, konfiturą, nad robótką
Kiedy ci się już kompletnie nic nie marzy
Tylko gdy zapachnie różą
Nagle ci się wyda że, że pan Bozia tam na górze
Cicho szepnął ci ole!
Ech mała, poszalej
Masz 80 lat
Coś zapal i nalej
Tak mało dał ci świat
Baw się wreszcie zapałkami
Niech cię sparzy żar
Nie siedź w domu wieczorami kiedy kusi bal
Ech mała, poszalej
Garściami bierz co chcesz
Takie życie mała
Takie jest


Urodzinowa piosenka

piątek, 4 lutego 2011

Luty luty 2011 ;p

Przyszedł luty i jest strasznie zimo…
W naszej firmie jest zimno.
I tekst: „Jest zima, to musi być zimno” w ogóle nie przemawia do mnie. Nie wiem, jakim cudem przemówił do „pani kierowniczki” z „Misia” Barei… bo w końcu teraz też jest zima, a ja nadal się nie zgadzam na taką temperaturę!
W związku z tą upiorną temperaturą (na minus… w lecie jest upiorna na plus) poczyniłam pewne obserwacje. Otóż siedząc osiem godzin w pracy, w pokoju gdzie jest – no dobra, napiszę to jeszcze raz – zimno – ja nie marznę. Większość załogi (;p) uskarża się (i słusznie), a ja nie marznę…
I wszystko by było fajnie, gdy nie fakt, że kiedy wrócę już do domu (gdzie jest cieplutko – chwała MPGK) to mi zaczyna być zimno. Muszę natychmiast zakładać na siebie dodatkowe warstwy ubrań żeby się ogrzać.

Idę spać.

czwartek, 6 stycznia 2011

Nowy Rok 2011

Melduję swoją obecność w nowym, 2011, roku. Jestem na stanowisku (na nieszczęście niektórych, a radość dla innych) i nadal będę dręczyć ludzkość swoją twórczością.
Postanowień nie mam żadnych i nie zamierzam mieć… Znudziło się już mi niedotrzymywanie słowa samej sobie… ;p
Noworoczne pozdrowionka :)