poniedziałek, 4 czerwca 2012

Festyn – kilka słówek

Gdyby nie fakt, że niemożliwe jest abym przespała 4 miesiące, to bym stwierdziła, że w piątek zaczął się październik, a nie czerwiec.
Zimno było strasznie… i jest zresztą  nadal…
W takiej jesiennej aurze miałyśmy okazje występować na scenie podczas festynu miejskiego. Przygotowane materiały (głównie papierowe) porywał nam wiatr, więc zmuszone byłyśmy pędzić za nimi po całej scenie zakłócając występy poprzedników. Głównie ja pędziłam, Asiątko omal nie umarła ze śmiechu jak się zorientowała, że dzieci przestały zwracać uwagę na przedstawiane, a skupiły się na moim pościgu za kartonem.
Wiatr nie poprzestał na wyrywaniu kartonu. Kilka razy przewrócił nam tablicę, co również zakłóciło występy poprzedników (mniej widowiskowe od moich pogoni po scenie, ale za to bardzo głośne).
Tak w ogóle to przygotowałam sobie przecież mowę, rozplanowałam wszystko logistycznie… wszystko to mi wywiał wiatr z głowy. Skupiłam się na zadawaniu pytań jedynie o imiona uczestników oraz numery pytań, na które chcą odpowiadać, a odpowiedzi do krzyżówki, podtrzymywanej dzielnie przez naszego szefa, skrzętnie wpisywała Asiątko.
W każdym razie mnie głównie rozbawił ten nasz debiutancki występ. Mam nadzieję, że nie skończy się przeziębieniem :)