wtorek, 18 sierpnia 2009

Koń Polski: Moja wielka ciężarówka

Czwarta rano, wstaje świt,
łyk herbaty w ustach ćmig,
moje dłonie czule pieszczą kierownicę.
Mam przed sobą drogi szmat,
muszę ruszać więc na szlak,
trzysta koni czas pogonić na granicę.

Moja wielka ciężarówka ma 48 ton,
moja wielka ciężarówka to po prostu jest mój dom.
Sam już nawet nie policzę,
ile razy przez granicę
przejeżdżałem, gdy nad cłami radził rząd.

Zgodnie z listem przewozowym
mam na pace pięć ton bobu,
trochę słomy, gęsi smalec i krasnale.
W beczce – smalcu na trzy palce,
tak dla picu, bo pod smalcem -
sto wagonów papierosów marki „Camel”.
W głębi między krasnalami
stoi pudło z żółwikami,
które przeszły przez granicę z Ukrainą.
Te krasnale – zamiast z gliny -
całe są z amfetaminy,
a te żółwie nakarmione są platyną.

Moja wielka ciężarówka ma 48 ton,
moja wielka ciężarówka to po prostu jest mój dom.
Sam już nawet nie policzę,
ile razy przez granicę
przejeżdżałem, gdy nad cłami radził rząd.

W osiach mam aktywny pluton,
a na osi – kryty jutą -
siedzi Rumun, który Reich kojarzy z rajem.
W tylnym moście trzech Bułgarów
- pije wódkę z samowaru -
jak wypiją, skoczą z mostu – się zabiją.
Mam w szoferce zdjęcie żony,
obok wiszą dwie ikony
i proporczyk klubu „Bayern-Levercousen”.
Celnik zajrzy mi do środka,
powiem – „Witam pana Włodka!”,
bo ten celnik to jest Włodek, żony kuzyn!

Moja wielka ciężarówka ma 48 ton,
moja wielka ciężarówka to po prostu jest mój dom.
Sam już nawet nie policzę,
ile razy przez granicę
przejeżdżałem, gdy nad cłami radził rząd,
przejeżdżałem, gdy nad cłami radził rząd,
przejeżdżałem, gdy nad cłami radził rząd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz