poniedziałek, 31 grudnia 2007

Trochę się działo…

Może w końcu coś napiszę. Skoro odzyskałam kompika mojego kochanego…

Przez ten nieszczęsny miesiąc, kiedy byłam pozbawiona kontaktu z moim ukochanym sprzętem trochę się zdarzyło… powinnam była zapisywać, bo teraz nie pamiętam…
Spróbuje cosik sobie przypomnieć i zatytułować wydarzenia

 Synek

Komp mi padł. W związku z tym trzeba go było oddać do reklamacji. Powierzyłam to odpowiedzialne zadanie Krystianowi (16 lat), a później codziennie znęcałam się nad nim, żeby poszedł do sklepu zasięgnąć informacji w kwestii postępu prac. Wytrzymał dwa tygodnie mojego ględzenia, a później zaczął dowiadywać się. Był kilka razy i nic mu sensownego nie powiedzieli.  W końcu się wpieniłam i poszłam tam sama, planując wcześniej zrobienie tam kosmicznej awantury. Z awantury nic nie wyszło, ponieważ pan na mój widok od razu zaczął tłumaczyć mi, dlaczego komputer jeszcze nie wrócił… A na sam koniec dobił mnie informacją:„syn już się dowiadywał”…

Rękawiczki

„…jak jest zima to musi być zimno”, że zacytuję bohatera filmu „Miś” Stanisława Barei. Można się jednak trochę uchronić od tego zimna.
Któregoś dnia wychodziłyśmy z Ewą z pracy. Obie opatulone po same uszy. Z tą różnicą, że ja założyłam rękawiczki, a ona nie.
- Gdzie masz rękawiczki? – zapytałam
- W torebce – odpowiedziała
- A dlaczego nie na rękach – kontynuowałam zaciekawiona
- Bo boję się zgubić! 

Płyn do płukania

Robiłam pranie. Płyn do płukania stał wysoko na półce.Wzięłam płyn i w następnym momencie byłam cała oblana uroczą, zieloną, pachnącą cieczą. Okazało się, że mama uznała za zbędne zakręcanie butelki. Niespodzianka tysiąclecia…

Piesek albo Edyta

Boże Narodzenie. Rodzina wybierała się w odwiedziny. Usłyszałam rozmowę:
- Bierzemy piesia? – tato
- Nie! Weźmiemy Edytkę. – mama

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz