czwartek, 29 listopada 2007

Sylwester idzie… qur** mać!!!

„Ten czas to tak szybko leci, że człowiek nie zdąży wytrzeźwieć po Sylwestrze, a trzeba znowu ubierać choinkę” – niestety nie ja jestem autorką tego powiedzenia. 
Nie martwi mnie ubieranie choinki, tylko kolejny Sylwester…
I Andrzejki!!! (z Andrzejkami pół biedy – w końcu nie cały świat je świętuje!).
Tak. Nadchodzi kolejny Sylwester, który mi uświadomi, że jestem znowu rok starsza. Specjalnie się tym na co dzień nie przejmuję, jednak dwa razy do roku (moje urodziny i właśnie Sylwester) dopada mnie straszliwy kryzys.
I do tego koszmarny problem – gdzie i z kim.
Bycie singlem wcale nie jest złe. Do takich momentów jak Sylwester, albo inny czort…
Czy znaleźć się na imprezie, gdzie wszystko jest sparowane i o północy rzucać się w objęcia, wcześniej przygotowanego pluszowego misia, czy ryknąć płaczem psując humor pozostałym gościom?
Można jeszcze się rzucać w objęcia pierwszego lepszego mężczyzny (bez żadnych insynuacji – celem złożenia życzeń), ale to może mieć tragiczne w skutkach konsekwencje ze strony legalnej partnerki tegoż mężczyzny.
Zostać w domu i pić do lustra?
Nigdy nie piłam do lustra. Ale myślę, że samotny Sylwester mógłby mnie do tego skłonić…
Zrobić imprezę w domu? To akurat by przeszło, tylko gdybym miała zaprosić wszystkich tych, których chciałabym wtedy widzieć to by nic z baletów nie wyszło. Połowa by się krępowała w trakcie (do pewnego momentu), a druga połowa na drugi dzień…
Natomiast gdybym nie zaprosiła wszystkich… to musiałabym wyprowadzić się z miasta, bo by mi nie darowali…
Diabli nadali tego Sylwestra!!!
Chyba zostanę przy lustrze…
@#@$#%#^%#$^%$#$!!!!!!

Ten temat będzie miał kontynuację…
I na pewno nie będzie to optymistyczny ciąg dalszy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz