sobota, 6 października 2007

Ale te koty rano tupały… ktoś je podkuł, czy co?

Miałam dzisiaj iść na rozpoczęcie roku akademickiego w Starostwie.
Nie poszłam…
Umierałam od rana na własne życzenie…
Nie dość, że koszmarnie bolała mnie głowa (i słowo „ból” nie oddaje w pełni tego, co ja czułam), to jeszcze miałam objawy choroby morskiej (przypuszczam, że to przez tego marynarza, z którym wczoraj spożywałam tequilę  przy barze). W związku z tym wszystkim odwołałam swoje przybycie na imprezę inauguracyjną i umierałam w łóżku. Mama donosiła mi herbatki oraz GŁOŚNO komentowała moje niepoprawne zachowanie. A mi te koty tupały, białe mewy tupały, a morze szumiało… szumiało… w muszli!
A zaczęło się niewinnie. Poszłyśmy z Ewą na jedno piwo do ABC. Tam się nam napatoczył znajomy, który uznał przebywanie w naszym towarzystwie za największe szczęście jakie mogło go spotkać. Przedłużał nam pobyt w lokalu za pomocą ekonomicznej strategii. Jego sympatia dla nas była tak wielka, że nawet zaproponował nam podzielenie się własnym łóżkiem. We troje się mieliśmy dzielić. Dżentelmen to był, więc nam pozwolił nam wybierać, gdzie będzie to dzielenie przebiegać. W mieście, czy może nad Białym…
Udało się nam go odwieść od tej charytatywnej działalności. Wtedy dobił do nas kolejny znajomy (tym razem Ewy, nie wspólny). Dałam im pięć minut na wspominanie, a później kazałam im wracać (podobno nakrzyczałam na gościa – ale nie jest to prawdą – delikatnie wyraziłam dezaprobatę).
A później zmieniliśmy lokal…
To znaczy ja zmieniłam, bo reszta rozeszła się do domów…
Wyszedł po mnie Piotrek i zabrał mnie do Agua. Na moją zgubę!!!
Bawiłam się tam do drugiej. Zdążyłam wypić tequilę z marynarzem, pozaczepiać kumpli Piotrka, wyrwać pana ze Straży (a nawet się z nim umówić!!! – czego, jak sądzę, nie pamięta), zapalić papierosa (wzięłam jednego bacha i wywaliłam – bleeeeeeeee), potańczyć, wygłosić kilka mądrości i pobić Piotrka (oczywiście, że na żarty).
Natomiast dzisiaj ledwie żyję i nie pójdę nigdzie!!!! Za nic!!!!
Nawet jeszcze się nie ubrałam tylko chodzę w szlafroku. I tak myślę, że jeszcze trochę i już nie będzie sensu się  ubierać. I chyba niepotrzebnie pościeliłam łóżko…
W ogóle to wstałam tylko dlatego, że Jola napisała mi smsa, że jest na czacie i żebym weszła na Lublin (wp).
Kończę na ten moment, bo czuję wracającą migrenę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz