czwartek, 9 sierpnia 2007

Karnecik pełen…

Jedziemy dzisiaj z Ewą do Różanki. Na rowerach. Będzie to mój pierwszy wypad na rowerze od lat dziesięciu, więc nie jestem pewna, czy wrócę żywa… I czy w ogóle wrócę rowerem… raczej autobusem, a rower wezmę jako bagaż…
Powinnam chyba spisać testament… Mój testament będzie brzmiał następująco: co komu obiecałam, niech bierze…
Spotkałam dzisiaj Dorotkę. Piątego lipca została szczęśliwą mamusią. Umówiłyśmy się na poniedziałek na kawę.  Wcześniej nie da rady, bo jestem zajęta. Grafik zapełniony.
Muszę coś kupić dla jej synka. Nie mam pojęcia co się kupuje. Spytam panią w sklepie… Coś mi doradzi…
Rany, jak gorąco…
Dorotka pytała się, gdzie się teraz pląsać chodzi. Powiedziałam jej, że Wenus tylko zostało (sic!), bo nawet w Maryśce już nie tańczą (chyba, że jest druga w nocy i już wszyscy dokładnie wstawieni). Będziemy się musiały wybrać do Wenus. Nie przepadam za tym lokalem, ale cóż…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz