Wróciłam właśnie z Maryśki. Siedziałyśmy na dworze.
Nawet udało mi się zobaczyć spadającą gwiazdę. Wbrew rozsądkowi
pomyślałam życzenie (z tych w gatunku nie spełniających się), bo
przecież, skoro i tak się nie spełniają, to co mam sobie żałować… I
nawet nie Corvettę chciałam…
Wracając do domu wstąpiłam do sklepu i zaszalałam. Kupiłam Marlboro. Diabli wiedzą po co, bo przecież ich palić nie będę. Chyba, że szpanować… i nie wiem przed kim, bo mnie wyśmieją raczej niż podziwiać będą. I słusznie. Ale mam czasem takie napady…
Wracając do domu wstąpiłam do sklepu i zaszalałam. Kupiłam Marlboro. Diabli wiedzą po co, bo przecież ich palić nie będę. Chyba, że szpanować… i nie wiem przed kim, bo mnie wyśmieją raczej niż podziwiać będą. I słusznie. Ale mam czasem takie napady…
W
sumie to poszłam tam, bo już nie mogłam siedzieć w domu. Skatowałam się
piosenką „Moralne salto” Strachy na Lachy. I o ile piękna jest ta
piosenka, o tyle smutna. I najgorzej, że ilustruje moje życie. Doszłam
więc do wniosku, że starczy tego katowania i trzeba iść się sponiewierać
troszkę. No i poszłam… Poniewierałyśmy się do tej pory. Nie jest
zbyt późno,wiem, ale ja jestem na urlopie, to mogłabym tam siedzieć do
rana, ale Ewa pracuje, więc musiała iść do domu… I jak to dobrze, że
istnieje rozsądek. Jestem w domu. Zaraz pewnie pójdę spać…
Jakoś już minęły te czasy, kiedy każdą wolną chwilę spędzałam na barach. I to nawet nie o to chodzi, że nie miałabym teraz z kim się włóczyć… tylko o to, że mi się nie chce!!!
Jakoś już minęły te czasy, kiedy każdą wolną chwilę spędzałam na barach. I to nawet nie o to chodzi, że nie miałabym teraz z kim się włóczyć… tylko o to, że mi się nie chce!!!
Oki. Kończę. Chyba dzisiaj to już się nie
odezwę. Ewentualnie, jeśli będę cierpiała na bezsenność… albo mi się coś
niebywale (!?) ważnego przypomni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz