Znajduję sobie takie dziwne pory na pisanie. Siedzę cały dzień przed
komputerem, ale jakoś nie znajduję natchnienia. Dopiero wieczorem odzywa
się we mnie wena i ona mówi: Pisz, bez względu na to, czy to, co
piszesz posiada jakiś sens lub logikę…
Dzisiaj byłam u Dorotki. Z
odwiedzinami u jej synka – Mateuszka. Opowiedziała mi ze szczegółami
poród oraz rekonwalescencję po. Nie wiem dlaczego wszystkie znajome
położnice (tak to się nazywa?) biorą sobie za punkt honoru uraczyć mnie
tego typu informacjami. Ja wcale nie jestem ciekawa… Spokojnie
obeszłabym się bez tej wiedzy… Słowo harcerza!!!
Aleeee nieee, aleee nieeee……
Opowiedzą
mi i na dokładkę, nie dadzą się zagadać tylko niezmordowanie kontynuują
opowieść, nie zwracając uwagi na milion tematów, którymi próbuje je
zarzucać w nadziei na zmianę przedmiotu dyskusji. Dzisiaj mnie Dorotka
uszczęśliwiła…
Byłam jeszcze na chwilę w pracy, zobaczyć co się
dzieje. Nadal trwa wzmożona aktywność nowej stażystki polegająca na
zamianie koloru mebli z naturalnej na wszystkie kolory tęczy…
To tyle na tą chwilę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz