piątek, 10 sierpnia 2007

Różanka…

I nie udało sie nam wyjechać do tej pory. Zaczęła się burza (no dobra – błysnęło parę razy i zagrzmiało – nie było tak źle) i uznałam, ze ja w burzę to nigdzie nie pojadę. Mało tego. Z domu też nie wyjdę… Jedynym bezpiecznym miejscem jest w tej sytuacji moja wersalka… wewnątrz…
Kiedy zaczęło błyskać, grzmieć i padać napisałam do Ewy, że nici z mojego wyjazdu. Trudno się mówi – fobia jest fobia i nic na to nie poradzę. I tak dobrze, że nie panikuję, tylko staram się zachować spokój. Kilka lat temu tak wbiłam pazury w rękę mojego ówczesnego chłopaka, że był chyba najbardziej poszkodowaną istotą podczas tamtej burzy…
Burza już się skończyła, ale chyba jest już za późno na wyjazd. Znaczy nie tyle na wyjazd, ile na powrót… okazało się, że rowery nie mają świateł, więc w nocy nie można jechać…
Jak nie Różanka, to może „Maryśka”? Zastanowię się i może później zaproponuje Ewie… Teraz i tak jest za wcześnie na kultywowanie nałogów…


 
Z Jolą w „Kuźni” nad Białym… Chłopak zaprzyjaźniony… do fotki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz