poniedziałek, 13 sierpnia 2007

Wróciłam… jednak!!!

Właśnie wróciłyśmy z Cycowa od Joli i Czarka. Bawiłyśmy się świetnie. Co prawda Ewa poszła spać jeszcze przed północą (mądra kobieta), a Jola około 3 nad ranem, a na placu boju pozostaliśmy oboje z Czarkiem (skończyliśmy imprezę o 4:30 i to tylko dlatego, że już nam się napój skończył), to jednak balety można zaliczyć do wyjątkowo udanych.
Mieszkają z nimi dwa zwierzaki – kot (Tofik) i pies (Smoła). Przylepy takie, że słowo daje… W nocy wyszedł kot z domu i upolował mysz. Następnie pies przytargał ją do pokoju, w którym imprezowaliśmy i rzucił mi do stóp. Jakoś mnie specjalnie nie ucieszyło to wyróżnienie, bo nie oczekuję aż takich podarków… Myszy Czarek się pozbył, a zwierzaki za karę wyrzucił na balkon. Smoła przesiedziała tam swoją karę sumiennie, natomiast Tofik wlazł przez okno do pokoju, w którym spała Ewa, czym wzbudził jej szczególny podziw, bo myślała, że wlazł po ścianie na pierwsze piętro. Zapomniała, że pod oknem jest balkon…
Ubaw był, kiedy już miałyśmy wracać. Zaczęła się kosmiczna burza. My tu zaraz bus, a wyjść się nie da. Grzmiało, błyskało, pioruny waliły jak wściekłe. Ja prawie stan przedzawałowy… Coś strasznego…
W końcu lekko zelżało, to się pięknie pożegnałyśmy i wyruszyłyśmy na przystanek. Ledwie odeszłyśmy kawałek od domu, a tu powtórka z rozrywki… Deszcz jak wściekły, niebo wali się na głowę… przeszłyśmy jakieś 100 metrów i wróciłyśmy… Nawet dzwonić nie musiałyśmy, bo Czarek stał w drzwiach i się z nas śmiał.  Próbował się do mnie dodzwonić, ale ja przecież profilaktycznie wyłączyłam telefon…
Stwierdziłyśmy, że jednak przeczekamy tą  niesprzyjającą pogodę. W ostateczności zamiast busem  po szesnastej wróciłyśmy autobusem przed dwudziestą. Jola i Czarek odprowadzili nas na przystanek.
I w końcu jestem w domu. I chociaż było świetnie i bawiłam się doskonale, to jednak w domu jest  najlepiej. A łóżko to wyraźnie patrzy na mnie z miłością. I wzajemnie…
Dzięki za komentarze 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz