środa, 8 sierpnia 2007

Później…

Jola wyjeżdża. Zostawia nas na pastwę losu, niedobra koleżanka… 
Musi pozałatwiać  sprawy na zapas, więc byłyśmy we wszystkich urzędach (no dobrze, nie we wszystkich, ale czułam się tak, jakbyśmy były we wszystkich). Ponadto nasi urzędnicy wcale nie uważają, że to oni są dla nas, nie my dla nich…
Wróci to się będzie rehabilitować. Nie będę jej zmuszała do pożegnań, bo jak się żegnałyśmy ostatnim razem, to niewiele brakowało, a by nigdzie nie pojechała…
 
Poza tym jeden z pątników (Krystian) napisał smsa (nawet dwa), więc odpada opcja, że nie żyją. Na moją uwagę, że mógłby odzywać się częściej niż raz na tydzień, zaproponował mi, żebym mu doładowała konto, to będzie pisał…  Się umie chłopak ustawić. Nie zamierzam tego robić, ale dałam mu radę, żeby pisał od ludzi z komórek. W końcu podobno panuje tam atmosfera wielkiej, braterskiej (taaaa) miłości to mu na pewno nie pożałują jednego smsa.
 
Zajrzałam do pracy. Na piętrze malują meble w różne kolory tęczy.
Małgosia zapytała mnie:
- Jak, Edytka, podoba się?
- Ładnie… – odpowiedziałam
Na to Ewa:
- Nie oczekuj od Edytki większego entuzjazmu. Ona ma swoje zdanie na ten temat.
- Taaa, żeby wszystko było na czarno – powiedziała Karolinka
No i fakt. Wolałabym żeby wszystko było na czarno. Ale podobno dzieci lubią jak jest kolorowo. Przyjmuję tę wiedzę z pokorą. Niech będzie. Jest ładnie… i nie oczekujcie ode mnie większego entuzjazmu…
Dzisiaj jeszcze nie podjęłam decyzji, czy wieczorem idę spać, czy się bawić. Coś na zasadzie „byłbym, ale jadą…” innymi słowy: poszłabym, ale mi się nie chce z domu wychodzić…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz